Gorące tematy

  • 18 sierpnia 2023
  • 22 sierpnia 2023
  • wyświetleń: 13485

Bajkową ciuchcią przez życie. Choć wcale nie takie bajkowe

Co roku na wiosnę miasto ożywia się nie tylko za sprawą słońca i zieleni, ale też Bajkowej Ciuchci, która jest chyba najbardziej kolorowym akcentem na starówce. Do tego wydaje różne dźwięki. Nic dziwnego, że zachęca dzieci, dla których jest jeszcze jednym, oprócz wszędobylskich lodów, powodem do odwiedzenia rynku. Ciuchcia jednak nie jeździ przecież sama. Jej motorniczym jest Piotr Kloc, który tę atrakcję w Pszczynie wymyślił.

bajkowa ciuchcia
Bajkowa Ciuchcia przemierza park · fot. Ela


Bajkowa Ciuchcia to melex wyposażony w jeden lub dwa wagoniki. Wygląda jak wyjęta z parku rozrywki - pomalowana w kolorowe, bajeczne motywy, a do tego wydaje różne dźwięki, które niosą się po całym parku. Zawsze, kiedy spaceruję tu z córką i nagle słyszymy małpkę, krowę albo kotka, ta otwiera szeroko oczy, wydaje z siebie westchnienie ekscytacji i woła: "ciuchcia!". Zapewne wielu rodziców z Pszczyny i okolic mogłoby powiedzieć to samo i miało również okazję ciuchcią się przejechać. Pociąg najczęściej wyrusza z rynku, gdzie ma przystanek niedaleko fontann. Jeśli akurat nie ma możliwości tam stanąć, należy go szukać w parku pod zamkiem. Bilet kupujemy u "motorniczego". Jest nim pan Piotr Kloc, który ciuchcię wymyślił, zlecił jej budowę i już od ponad dekady wozi nią najmłodszych. Trasa obejmuje głównie alejki Parku Zamkowego, zahacza o Stajnie Książęce i rynek. Jest tak opracowana, żeby pasażer mógł poznać walory parku i starówki, choć nie czarujmy się - dla dzieci bardziej liczy się sama przejażdżka tym nietypowym pojazdem.

bajkowa ciuchcia
W oczekiwaniu na pasażerów · fot. Ela


Co tymczasem skłoniło pana Piotra, żeby na co dzień zasiadać za kółkiem ciuchci? Historia, choć ma pozytywną kontynuację, wcale wesoła nie była. Pan Piotr w wieku 25 lat miał bardzo poważny wypadek samochodowy, w wyniku którego stracił czucie od wysokości klatki piersiowej w dół. - Złamanie kręgosłupa na odcinku szyjnym C5-C7, z zerwaniem poprzecznym rdzenia kręgowego. Poskutkowało to paraliżem nóg i rąk - wspomina. Samo wydarzenie pan Piotr opisuje otwarcie i bez wielkich emocji. Jest wdzięczny, że w wypadku nie uczestniczył nikt inny. Ale jak do niego doszło? - Prowadziłem wtedy taki tryb życia, którego dzisiaj się wstydzę. Ciągła praca, imprezy, papierosy, alkohol, przemęczenie... tego dnia zasnąłem za kółkiem. Po chwili ocknąłem się, szarpnąłem kierownicą i wypadłem z drogi. Z tyłu wiozłem niezabezpieczoną półkę na buty, która uderzyła mnie w głowę - relacjonuje.

Pan Piotr po wypadku mógł ruszać tylko głową. Pierwsze lata były bardzo trudne. Musiał wszystkiego nauczyć się od nowa - jeść, pisać, wchodzić do wanny... Opanowanie każdej nowej-starej umiejętności było wyczynem i wymagało od niego ogromnej siły woli. Dziś nie patrzy na to wszystko jak na tragedię. Mówi wręcz, że nawet gdyby mógł cofnąć czas, nie zmieniłby nic.

DSC 3209
Motorniczy w pracy - skupiony i uśmiechnięty · fot. Ela


Pan Piotr nie użala się nad sobą. Dba o zdrowie, pije wodę z filtra osmotycznego, czasem zażywa suplementy, ale leków nie przyjmuje. W ogóle nie wierzy lekarzom i ich diagnozom - jak mówi, zbyt wiele w jego przypadku się nie sprawdziło. Za to codziennie ćwiczy i tylko naprawdę fatalne samopoczucie może sprawić, że nie zrobi porannej gimnastyki. Mieszka sam, w mieszkaniu, do którego dawno temu wystarał się o podjazd dla wózka inwalidzkiego. Tuż obok, w dużym garażu, na co dzień stacjonuje ciuchcia. Usamodzielnił się, gdy tylko mógł. To było jego pierwsze powypadkowe marzenie - uniezależnić się fizycznie. Dziś prowadzi nie tylko ciuchcię, ale też samochód osobowy, inwestuje na giełdzie i lata na zagraniczne wakacje. - Przed covidem trzy miesiące spędziłem w Tajlandii. Tam chciałbym mieszkać w przyszłości. Lubię dziką przyrodę, towarzystwo dziewiczej natury i ten klimat. Z chęcią zamieszkałbym w ciepłych krajach, a w sezonie zarabiał w Polsce - całkiem na serio opowiada pan Piotr. Zarobkowo nie ogranicza się tylko do ciuchci. Śledzi notowania giełdowe, interesuje się rynkiem finansowym, oszczędza oraz pomnaża kapitał, żeby w przyszłości mieć alternatywę, nie zostać z niczym. Jego kolejne marzenie to zakup kampera i podróżowanie nim po świecie.

DSC 3254
Widoki z ciuchci · fot. Ela


Bardzo ważną, wręcz kluczową sferę życia pana Piotra stanowią wiara i duchowość. Nie zawsze tak było. Siebie sprzed wypadku określa jako grzesznika, niestroniącego od alkoholu i imprez. Później, jakiś czas po kraksie, nadeszła zmiana. - Miałem przeżycie z Bogiem - mówi. - Od tamtego czasu w moim sercu zamieszkał Pan Jezus Chrystus i sprawił, że wszystkie nałogi odeszły precz. Dziękuję też Bogu za wspaniałych ludzi, których posyłał i posyła w trudnych chwilach życia. Przeżywałem i przeżywam w swoim życiu wiele spotkań z Duchem Świętym. A wszystko to dzięki prorokowi XX wieku, jakim był brat William Marrion Branham, którego Bóg posłał na ten świat i potwierdził go znakami i cudami. Nie chodzę do kościoła, ponieważ nie ma on nic wspólnego z prawdziwym Bogiem. Jest w nim za to mowa o pieniądzach i polityce. Ja po prostu pragnę chodzić z Chrystusem każdego dnia - utrzymuje mój rozmówca. To właśnie wiara każe patrzeć panu Piotrowi na swój wypadek jak na coś, czego nie warto żałować. Co wręcz musiało się stać, bo bez tego nie byłoby spotkania z Bogiem. - Wypadek był łaską bożą. Zatrzymał mnie przed dążeniem w niewłaściwym kierunku.

DSC 3291
Bajkowa Ciuchcia przemierza park · fot. Ela


Piotr Kloc na wózku inwalidzkim radzi sobie bardzo dobrze. W końcu to już 26 lat jak się na nim porusza. Co jeszcze zmieniło się w jego życiu przez ten długi czas? Na przykład życie zawodowe, które układał sobie zupełnie na nowo. Od dziecka marzył o pracy w zawodzie murarza-tynkarza, więc tego zawodu się wyuczył i nawet stawiał w nim pierwsze kroki, ale dawniej było to zajęcie nieopłacalne zarobkowo. Przed 1997 rokiem pracował na słupach wysokiego napięcia, zajmował się ich konserwacją metodą alpinistyczną. Już jako niepełnosprawny musiał wykombinować dla siebie alternatywę, tym bardziej, że przysługiwało mu tylko 600 zł renty. Najpierw była sprzedaż perfum. Później wypożyczalnia segwayów w parku pszczyńskim. Reklamy w Internecie. W końcu strzałem w 10 okazała się ciuchcia. Pojawiła się w 2011 roku.

- Nie ma obecnie drugiej takiej. Siedząc w parku, przyglądałem się wszystkiemu i analizowałem, czego tu brakuje. Wyobrażałem sobie tę ciuchcię jak jeździ po alejkach. Dowiedziałem się o gościu z Łeby, który wtedy zrobił kilka takich ciuchci i pojechałem obejrzeć. U niego zamówiłem samą skorupę, którą potem pomalował na moje zlecenie artysta aerograf z Krakowa. Później musiałem to połączyć z melexem. To ciufa pozwoliła mi zarabiać. Każdemu życzyłbym takiej pracy - w otoczeniu przyrody, wśród dzieci i ich uśmiechów - podsumowuje pan Piotr. Jednocześnie dodaje jednak, że nikomu nie powierzyłby prowadzenia ciuchci, a to ze względu na odpowiedzialność, która jest tym większa, im większy ruch w parku i na rynku. - Muszę mieć oczy dookoła głowy, przewidywać potencjalne przeszkody i zdarzenia, dlatego zwykle jeżdżę taki skupiony - tłumaczy motorniczy. Tylko gdy ruch na trasie się przerzedza, pan Piotr nieco przyśpiesza i można wtedy liczyć na mały slalom.

Czy będzie jeszcze chodził? Od lekarzy już dawno temu usłyszał, że nie, a jednak sam, za sprawą swojej gorliwej wiary w Boga, jest przekonany, że będzie inaczej.

bajkowa ciuchcia
Bajkowa Ciuchcia przemierza park · fot. Ela


DSC 3295
Bajkowa Ciuchcia przemierza park · fot. Ela


bajkowa ciuchcia
Bajkowa Ciuchcia przemierza park · fot. Ela

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.